6/10/2014

Rozdział 9

Tak dla przypomnienia: Will Brald wystąpił po raz pierwszy w 3 rozdziale i jest to chłopak/narzeczony Ru.

_____________

Tydzień później

- Cześć, piękna – szepnął jej do ucha i delikatnie przejechał dłonią po jej plecach. Wzdrygnęła się.
- Zostaw mnie. – Powiedziała spokojnie, odsuwając się od niego. – Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmowa z tobą. Powiedzmy, że się śpieszę.
Zaśmiał się krótko i poszedł za nią.
- Powiedzmy, że nie usłyszałem. Co, masz zakaz gadania ze mną?
- Nie, to nie oto chodzi. – Przystanęła. – Po prostu nie chcę twojego towarzystwa, Axel. Ani twoich cholernych liścików z „zaproszeniem” – warknęła wściekła. – Wyobrażasz sobie co by było, gdyby Syriusz to przeczytał?!
- A co by było, gdyby nas teraz zobaczył! – powiedział z udawanym przerażeniem.
- Gówno – warknęła. – Spadaj. – Udała się w stronę schodów.
- Jeszcze rok temu byś tego nie powiedziała!
Odwróciła się gwałtownie i podeszła do niego.
- Nie rozliczaj mnie za coś, co było rok temu – wysyczała. – Daj mi normalnie żyć, z dala od ciebie. Zrozum, że nigdy, ale to nigdy, nie będę twoja. W sumie, to nigdy nie byłam – dodała, wzruszając ramionami.
- W sumie, to miałem coś ci przekazać. – Również wzruszył ramionami. – Z racji tego, że swoich kolegów z fachu obrzucasz swoim pięknym, gardzącym wzrokiem…
- Ciebie też – uzupełniła.
- … poproszono mnie, abym przekazał ci pewną wiadomość. Nasz najwyższy… Wiesz o kim mówię? – Gdy przytaknęła głową, kontynuował: - … zwołuje małe spotkanie. Głównie dla was. No wiesz, jest was więcej. Takie małe, szybkie. Sami najbliżsi z Hogwartu. Na dniach, kotku, na dniach. – Odgarnął jej włosy z twarzy. Zirytowana odsunęła się. – Mam nadzieję, że nie przyniesiesz mi wstydu.
- Co, proszę? Tobie? Z jakiej racji tobie? – zapytała zdziwiona. Była pewna, że to wszystko przez jej siostry.
- Ja zaproponowałem ciebie. Jesteś silna, dasz radę – stwierdził spokojnie. – Jestem ciekawy, co za idiota zgłosił Pettigrewa.
- Co zrobiłeś?! – krzyknęła, nie dowierzając. – Ty jesteś aż tak głupi!? Przecież… - Wzięła głęboki oddech. – Ja… Ja traktowałam cię jak przyjaciela! A ty… A ty mnie zdradziłeś… Nie, nie, nie. Nie wiedziałam, że jesteś aż tak głupi! – warknęła i nie odwracając się za siebie, pobiegła do pokoju wspólnego Gryfonów.

~*~

Rutyna.
Ciężki sen. Koszmary. Przebudzenie się z krzykiem. Cała mokra i zdyszana. Po kilku snach zaczęła to nazywać maratonem snów. Efekt zawsze był podobny do długiego biegu.
Sny praktycznie się powtarzały. Same jej największe obawy. Stracenie bliskich (w sumie to tylko Syriusza, ale po co się wszystkim chwalić?), Śmierciożercy, Ru. I to, co będzie robić, gdy przejdzie na drugą stronę. To, o czym pisze się w gazetach na pierwszych stronach. To, czego ona nie potrafi, nie chce, nie może.
I to, że to się spełnia.
- Może przenieś się do łóżka Syriusza? – zapytała ze śmiechem Mela pewnego ranka, tuż po zduszonym krzyku Nicky. – Wiesz, będzie miał kto cię bronić przed tymi strasznymi koszmarami. Buzi-buzi, macu-macu i te sprawy. – Zaśmiała się.
- A ty co masz taki świetny humor? I to z samego rana? – Opadła ciężko na poduszki, zasłaniając oczy rękoma.
- Kpię z ciebie, dlatego. Każda okazja do wyśmiania cię jest dobra – stwierdziła normalnym tonem, aczkolwiek jej oczy cały czas się śmiały.
- Też cię kocham – mruknęła Nicky, obracając się na lewy bok. – Idź spać, jeszcze dwie godziny spania. Może ci przejdzie.
Leżały kilka minut bez słowa. Wsłuchiwały się wzajemnie w swoje spokojne oddechy.
- Nie śpisz, nie? – zapytała szeptem Mela. Widząc, że przyjaciółka obraca się w jej stronę kontynuowała. – Zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego jesteś taka głupia?
- Co? – Nicky kompletnie nie wiedziała o co jej chodzi.
- Wróciłaś do niego. Jesteś głupia. Dobrze wiesz jaki on jest.
- Jest inny – szepnęła po chwili. – Jest taki, jak kiedyś. Mój kochany.
- Wtedy też tak mówiłaś – powiedziała chłodno. – Gdy cię pierwszy raz uderzył, gdy zrobił to ponownie kilka razy, gdy cię zdradzał, gdy kazał ci usunąć dziecko, gdy traktował cię jak szmatę. On się nie zmieni. Na pewno.
- Obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, żebyś przeze mnie znowu płakała – szepnęła słowa, które powiedział Syriusz niespełna dwa tygodnie temu. – On wie, co zrobił. Ja też wiem co robię.
- Nie płacz – powiedziała swoim charakterystycznym zimnym tonem. – Słyszę.
Nicky nienawidziła jej za to. Za ten chłód, gdy musiała się wypłakać. Zawsze robiła to po kryjomu w nocy, nie wiedząc, że Mela wszystko słyszy. Ona nie lubiła płakać, nie było nic bardziej poniżającego. W takich momentach wolała być chłodna i wyniosła. Niczym wielka dama. Byłaby dobrą Ślizgonką, lecz jej odwaga, braterstwo i lojalność zawsze było silniejsze. Nigdy nie zostawiła Nicky na pastwę losu, gdy wszyscy z niej szydzili. Zawsze starała się ją bronić.
- W sumie to go lubię – powiedziała po chwili Mela. – Jest… spoko. Naprawdę, zdecydowanie wolę jego niż Axela. Swoją drogą, nie wiem, co ty w nim widzisz. Syriusz jest o wiele przystojniejszy. No i ma więcej kasy, to się głównie liczy. – Uśmiechnęła się, słysząc chichot przyjaciółki.
- Axel też jest przystojny, nie wiem o co ci chodzi. No wiesz, z innymi się nie umawiałam.
- Nie żebym kwestionowała twój gust.
- On jest bardzo dobry.
- Nie powiedziałabym, Josh jest koszmarny.
- Przystojny. Nie jak Łapa lub Axel, ale zawsze.
- Syriusz jest przystojniejszy. I czarujący. I, och, mega.
- Przestań.
- Chwalę twojego chłopaka. To źle?
- Nie, ale ty to robisz źle. Zbyt otwarcie.
- Zbyt otwarcie?
- Równie dobrze byś mogła powiedzieć: „Biorę go, znajdź sobie innego”.
- Dokładnie to myślę.
- Nie pójdę do Axela.
- A szkoda.
- Mela! Pod jednym względem są tacy sami… - westchnęła smutno.
- Nie szanują cię – powiedziała pewnie. – I cię uderzyli. Obydwaj. Znajdź sobie w końcu normalnego, kochającego faceta.
- Już mam, twoja kolej.
- James jest przystojny. Już wam przeszło?
- Wolę Axela. Nie, jeszcze wini mnie za zło całego świata. Kiedyś mu przejdzie, kiedyś…
- On jest już zajęty – westchnęła smutno Mela. – Kto by przypuszczał, że ona do niego poleci?
- Lily? To było wiadome. Mela, w jakim ty świecie żyjesz? Odeszłaś ze swojego? A gwiazdy, przepowiednie, wróżby, to co?
- Spadaj. Znęcasz się nade mną.
- Powróż mi. – Zaśmiała się.
- Utopisz się w Tamizie – warknęła. – Już idźmy lepiej spać. Do obudzenia.
- Ale gdyby to zdarzyło się ponownie z Syriuszem… To obiecaj, że mnie od niego zabierzesz, dobrze? Chociaż miałabyś to zrobić siłą, dobrze?
- Zawsze.

~*~

Powiedział tylko odruchowo „Proszę” i od razu pożałował.
- Znowu ty? - warknął. Była ostatnią osobą, którą chciał widzieć.
- Powiedz Syriuszowi, żeby zmienił dziewczynę – odparowała, rozglądając się po dormitorium. - Wiesz może gdzie jest?
- Nie.
Spojrzała na niego. Słyszała, że jego mama znowu się gorzej poczuła. Przez niego miała wyrzuty sumienia, chociaż dobrze wiedziała, że to nie jej wina.
- To nie moja wina – szepnęła, zamykając delikatnie drzwi. - To ta suka ich zabiła, wszystkich.
- O czym ty mówisz? - zapytał zadziwiony, odwracając się w jej stronę.
Przysiadła na krańcu łóżka Syriusza. Mówiąc, delikatnie szarpała końcówki swoich brązowych włosów.
- No bo to Rose miała to zrobić, wiesz co. Nie Ru. Gdyby nie Rose, to jej by w ogóle nie było na miejscu. Ani po drugiej stronie.
- Słyszałem coś o niej... Podobno ładna była.
- Każda suka w mniejszym czy większym stopniu jest ładna – stwierdziła Nicky.
- Sugerujesz coś? - zapytał podejrzliwie.
- Nie, nic. Najgorsze jest to, że mamy urodziny w ten sam dzień!
Te stwierdzenie wydawało mu się absurdalne. Przed chwilą mówiła o śmierci jej bliskich osób, a teraz wkurza się o zwykły dzień urodzin. Chcąc, nie chcąc musiał parsknąć śmiechem. Ona tylko niepewnie się uśmiechnęła.
- Nie wiń mnie za zło całego świata. Ja nic nie zrobiłam – powiedziała i od razu wyszła, nie chcąc widzieć jego reakcji.
A on po raz pierwszy dokładnie zobaczył co robił. Nicky nie zrobiła nic, żeby przysłużyć się do śmierci jego ojca. Musiał za to winić kogoś żywego. Kogoś, kto by cierpiał. Było to idiotycznie głupie. Zapomniał, że Nicky straciła chwilę później swoją siostrę i jej narzeczonego. Uwielbiała go, tylko tyle o nim wiedział. 

~*~

Nicky była bardzo zmęczona. Nienawidziła środy. Był to, jej zdaniem, najgorszy i najcięższy dzień tygodnia. A w dodatku musiała opisać jakąś roślinę na zielarstwo, którego nie znosiła.
Jej zmęczenie zmieniło się w złość i przerażenie, gdy zobaczyła książkę, którą ukrywała od dawna i karteczki, które znajdowały się w dłoni Meli i na łóżku.
- Czy możesz mi to wyjaśnić? - wycedziła przez zęby Mela. - Żadnych tajemnic, tak?
- Mela... To nie do końca tak... - Nicky pokręciła głową. - To nie chodzi o żadne tajemnice...
- Zamknij się – warknęła. - „Gdyby tylko Mela wiedziała o Adamie...”, to co? No, dajesz, Nicky! Co by się stało?
- Mela... Ja wiem, że on był dla ciebie ważny... Ale to nic nie znaczyło, naprawdę! Nie wiesz, jaki on był!
- Dobrze, że ty wiesz. Musiałaś sprawdzić, nie? Nie potrafiłaś się powstrzymać? Czekaj, mam ciekawsze, przyjaciółko – powiedziała kpiącym tonem. - „Mam cholerne wyrzuty sumienia. Przecież to nic takiego, nikt o tym się nie dowie, nawet on...”. Och, o kim to? Z kiedy to?
- Mela, to...
- Gówno mnie to obchodzi. Te twoje wspomnienia z nimi, te twoje rozmyślania, te twoje użalanie się nad sobą... Och, rzygać mi się od tego chce! Jesteś żałosna! Całe życie udawałaś, że jesteś moją przyjaciółką, a tam naprawdę myślałaś o mnie jak o największym wrogu! Nie mówiłaś mi kompletnie nic...
- To były moje problemy... - zaczęła tłumaczyć się Nicky.
- Których i tak nie potrafiłaś rozwiązać! Nigdy z tym do mnie nie przyszłaś! Kim ja dla ciebie byłam? Kim ja dla ciebie jestem?
- Mela... Proszę... Przestań. - Nicky zasłoniła twarz dłońmi. - Ty tego nie rozumiesz. To była...
- Jesteś żałosna – stwierdziła z nienawiścią Mela. - Życzę ci, abyś całe życie była sama – powiedziała, wychodząc i trzaskając drzwiami.
Nicky, zalana łzami, zaczęła zbierać wszystkie karteczki. Jej wszystkie myśli, tajemnice, wspomnienia. Coś, co chowała przed wszystkimi, z czasem nawet przed samą sobą. Coś, co czasami chciała całkiem usunąć, wymazać z życia i pamięci. Coś, przez co cierpiała całe życie...

~*~

Samantha zawsze myślała, że to jej wina. Przez nią zginęła jej kochana córeczka Ru. Gdyby bardziej się nią interesowała, gdyby więcej opowiadała jej o Voldemorcie, gdyby dostrzegła zło w małej, niewinnej Rose...
To jej błędy, to jej wybory. Cały czas powtarzała sobie słowa Amadeusza. Czasami pomagały, a czasami dołowały jeszcze bardziej.
Gdy dowiedziała się o Kelly, była wściekła. Nie na nią. Nie na Amadeusza, który jej o tym powiedział. Była wściekła na siebie za to, że popełniła ten sam błąd.
To mój błąd, to moje zaniedbanie.
Bała się o Nicky. Niby była bezpieczna w Hogwarcie, ale nie można wykluczyć, że Voldemort ma także tam swoich popleczników. Bardzo dobrze wiedziała, że ona także ma swoje słabości. Malutką Emmę, która kochała swoje siostry ponad życie. Syriusza, Axela, Josha czy z kim tam obecnie była.
Gdy przybyła do Hogsmeade po napadzie Śmierciożerców, mało brakowało, a wpadłaby w panikę. Zakon kazał jej wracać do domu i czekać na jakiekolwiek wieści. Ale jak mogła być spokojna, gdy nie ma nigdzie Nicky i Kelly? Wprawdzie istniało prawdopodobieństwo, że ta druga zdążyła opuścić wioskę, bo w sumie powinna się ukrywać. Jeżeli Nicky złapał jeden ze Śmierciożerców, to bardzo dobrze wiedziała, że straci kolejną córkę. Wolałaby umrzeć, niż widzieć upadek Nicky.

~*~

To był czysty przypadek, że się poznali. Ona – spokojna, kujonka z Ravenclawu i on – wyniosły Ślizgon, najprawdopodobniej poplecznik Voldemorta.
Ru ją ostrzegała przed konsekwencjami, ale nigdy nie podejrzewałaby, że doprowadzi to ich wszystkich do śmierci.
Jej wybór. Skoro się w nim zakochała, to musi to coś znaczyć, powtarzał Will, który był tak samo głupi jak Rose.
Zaczęło się niewinnie od rozmów. Potem zaczęły się spacery, wspólne kolacje, wypady do Hogsmeade. Rose czuła się tak, jak nigdy. Po raz pierwszy była zakochana w osobie, która naprawdę istnieje. Nie jest bohaterem żadnego z wielu przeczytanych romansów. Nie jest nieosiągalną osobą z plakatów czy babskich pisemek. Jest tu przed nią, żywy i realny. Potem zaczęły się plotki i złośliwe szepty za plecami. Chociaż udawała, że tego nie słyszy i jej to nie obchodzi, to przepłakała przez to nie jedną noc.
Ru cały czas ją wspierała. Gdy to się rozwinęło, to ani razu tego otwarcie nie skomentowała. Wiedziała, że to się źle skończy. 
Wiedziała, że ktoś z nich umrze, gdy Rose przyszła z wycinkami o Voldemorcie, które dostała od Traversa.
To było jego zadanie. Manipulować Rose tak, aby później przeciągnęła Ru na ich stronę. Było to banalne. Nawet nie musiał zbyt często używać klątwy Imperius. Była koszmarnie łatwowierna. Bardziej tego, że mu się nie uda, bał się, że Ru przekona ją do zerwania tej znajomości. Musiałby się wtedy bardziej wysilić.

_____________
Generalnie to nie wiem, czy to jest to, czego chciałam. Ale za to wiem, że powoli zbliżam się do końca.

3 komentarze:

  1. Dobrze się czyta :)
    [ Pukanie do drzwi.
    To właśnie przerwało Megan intensywne poszukiwania ostatniej szkockiej w domu. Zgasiła światła, chwyciła psa i rzuciła się za kanapę, nasłuchując.
    - Widzę cię przez okno - usłyszała w końcu odkrywczą uwagę Sama.
    Powoli odwróciła się do holu wejściowego i dojrzała wlepionego w szybę Sama, a kilka metrów za nim całą trójkę jego przydupasów.
    - Wcale mnie nie widzisz - odparła od razu tego żałując. - Won stąd!
    - Wybacz, ale jeżeli uważasz, że nie umiem wyważyć z chłopakami drzwi, to się mylisz... Już kilka razy w życiu tego dokonałem - zakpił. - My chcemy tylko porozmawiać - dodał błagalnie.
    - Ilu was jest? - spytała jak najmniej łamiącym się głosem.
    - Czterech - odparł grzecznie.
    - To możecie porozmawiać między sobą - ucięła krótko i na temat. Niestety odpowiedź ta była niewystarczająca, co wnioskowała z kolejnych tortur nad drzwiami. Przeniosła ze strachem wzrok na klamkę i jednym gwałtownym ruchem otworzyła mu. Zawiesiła się niezdarnie o framugę i wypięła się w dogodnej pozie. - Czego..? - wydukała, patrząc mu prosto w oczy z zamiarem wyperswadowania jakichkolwiek poczynionych co do niej planów. Po czym spuściła wzrok na trzech pozostałych pajaców stojących tyłem do nich. Całe te trio podrygiwało zniecierpliwione, jakby dokądś się spieszyli. Przewróciła zniecierpliwiona oczami i oparła ciężar ciała na ramie drzwi.
    - Wiesz, zabawna historia... Trudno mi to powiedzieć, ale muszę cię porwać.
    ->>>>> http://sineserce.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Lekki tekst, który łatwo się czyta :)
    http://huncwockamagia.blogspot.com/
    /Huncwotka K.

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM] Historia pewnego romansu… W sumie całkiem zwyczajnego. Pewnego dnia w cmentarzysku książek potocznie zwanym biblioteką Kalinie psuje się laptop. Na całe szczęście jednak jak na zawołanie zjawia się książę z bajki o imieniu Daniel, który oferuje swoją pomoc. Złośliwość rzeczy martwych zostaje pokonana, a przypadkowe spotkanie dwojga studentów zamieni się w pełną pasji relację. Dużo ciepła, dużo humoru i dużo herbaty gwarantowane.

    [zapach-kaliny.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy