1/05/2014

Rozdział 8

Dla Natalii. Tak po prostu. :)
_________

Kochana Kelly!
Przepraszam, że jestem skończoną kretynką. Przepraszam, że jestem Twoją siostrą. Przepraszam, że Cię kocham. Nie martw się, następnym razem się nie zawaham – pozwolę Ci umrzeć.
Zawsze Twoja,
Nicky

~*~

Tydzień prędzej

Nicole położyła się na swoim miękkim, szkolnym łóżku. Na szpitalnych trudno było się wygodnie położyć i wypłakać się w spokoju. Bez żadnych ciekawskich spojrzeń, bez żadnych durnych i niewygodnych pytań, bez żadnego „będzie dobrze”, bez żadnego „nie jest wart twoich łez”. Gówno wiedzą, jest ich wart!
Pozwoliła łzom spłynąć po twarzy. Przytuliła się do poduszki i zaczęła głośno szlochać. Mogła sobie na to pozwolić, trwały jeszcze lekcje. (Żadnych ciekawskich spojrzeń, żadnych pytań – tylko ona i wspomnienia).
Gdy ona potrzebowała jego wsparcia, jego pocieszenia, jego ramienia, on zajmował się swoim pocieszeniem i quidditchem. W zamian dostała Melę, w sumie to też jej chciała. Ale ona to nie on. Chociaż była ze wszystkim na bieżąco. Wiedziała, że Pamela jest z Johnem (kim?!), a Josh odpuścił sobie Lily i zajął się kimś innym, on zawsze był inny. 
Mela nienawidziła łez, uznawała to za słabość. Nicky to nie przeszkadzało, każdy ma swoje dziwactwa. Lecz gdy musiała się wypłakać, robiła coś całkiem innego. Szukała pocieszenia na jedną jedyną noc. Bardzo często szła z tym do Josha bądź Axela.
I TO WSZYSTKO BYŁO JEGO WINĄ!
Nicole nie miała z tym nic wspólnego! Axel sam przyszedł! (Axel sam wiedział, o co ma zapytać, żeby się otworzyła). Gdy ona płakała przytulona do niego, to musiał przyjść Syriusz. Zawsze miał świetne wyczucie czasu. Prawie grzecznie wyprosił Axela ze Skrzydła Szpitalnego, tylko po to, aby zrobić jej awanturę.

- Naprawdę, Nicky, naprawdę? Axel?
- O co ci znowu chodzi? Nie mogę mieć żadnych znajomych, bo ty tak chcesz?
- Znajomych? To jest AXEL! Wróg numer jeden!
- Twój wróg, nie mój – powiedziała spokojnie.
- To jest sadysta – nie ustępował.
- Nie większy niż ty.
- Chciał cię uderzyć.
- Nie więcej razy niż ty. - Do oczy zaczęły napływać jej łzy. Już wiedziała, jak to się skończy.
- PRZESTAŃ! - wrzasnął. - Myślisz, że nie wiem? Myślisz, że nie wiem, że udajesz taką świętą? Myślisz, że nie wiem, że gdy mnie nie ma, to on cię posuwa?!
- Syriusz... - Nicole nie wiedziała, co powiedzieć. Była w wielkim szoku. - Jak możesz tak...
- Spadaj – warknął na odchodnym.
I wtedy dziękowała Bogu, że ma Melę, Lily i Mary.



I zaczęła ponownie zalewać się łzami. I znowu. I znowu. Cały czas słyszała słowa Łapy, które były kłamstwem, bezpodstawnym, okropnym oskarżeniem. Dała sobie chwilę odpoczynku, by ponownie przypomnieć sobie wszystkie bolesne wspomnienia i zacząć ponownie płakać. I znowu. I znowu. Dopóki nie umrze.

~*~
Nicky!

Ty totalna idiotko. Ty totalny bezmózgu. Ty pieprzona kretynko.
Ty kochana siostro...
Wiesz, że najchętniej rozszarpałabym cię na strzępy?
(Wiesz, że Cię kocham?)
To było idiotyczne! Ostatni raz robisz cokolwiek, żeby mnie uratować. Kto tu jest straszą siostrą? To ja powinnam Ci pomóc.
Nie powinnam w ogóle tam przyjść, mogłam się domyślić, co się stanie.
Wyciągnę Cię z tego.
Obiecuję.
Kelly



~*~

W sumie było jak zawsze. Głupia kłótnia o nic, wyzywanie od najgorszych. Przez te trzy lata mogła się przyzwyczaić. A nie zrobiła tego. Cały czas miała głupią nadzieję, że on się zmieni. Szkoda, że to była tylko nadzieja.
I znowu musi przepraszać za coś, czego nie zrobiła. Znowu...

Weszła do jego dormitorium. Bez pukania – jak zawsze. Nie raz tego żałowała, aczkolwiek widok Jamesa w samych bokserkach nie był aż taki zły. Remusa w sumie też nie. Tylko Peter przed nią uciekał. Wstydził się czy bał się Syriusza?
- James, słuchaj – powiedziała, stając obok jego łóżka. Spojrzał na nią przelotnie i z powrotem zaczął czytać list. W głębi duszy jej cały czas nienawidził. Za to, czego nie zrobiła. Dokładnie tak jak Syriusz. - To ważne – dodała, licząc na jakiekolwiek zainteresowanie. - Bardzo. - Dalej żadnej reakcji.
Przeciągle westchnęła.
- Dlaczego tacy jesteście? Dlaczego ty mnie nienawidzisz za to, czego nie zrobiłam? - zapytała, siadając na łóżku. - On znów ci powiedział jakąś podkoloryzowaną wersję mnie. Jak zawsze – dodała z żalem. - Idę poszukać Remusa, on chociaż zachowuje się jak normalny facet. - Wstała z zamiarem wyjścia.
- I znowu tak będzie? Wybacz, ale to staje się nudne – powiedział beznamiętnie. - Ty nigdy się nie zmienisz.
- To niech on się ogarnie! - krzyknęła ze złością. - „Myślisz, że nie wiem, że gdy mnie nie ma, to on cię posuwa?!” Tak mówi normalny facet? Serio?
- To nie jest jego wina... - zaczął tłumaczyć zachowanie przyjaciela.
- To nigdy nie jest jego wina – warknęła. - To zawsze ja jestem ta zła. Ta, która robi wszystko tak jak on chce, a za to on traktuje ją jak szmatę. Ta, która potem ryczy jak głupia całą noc. Ta, która lata za nim i przeprasza za coś, czego nie zrobiła. Można się przyzwyczaić, serio – powiedziała, ocierając łzy i udając się do wyjścia.
- Przecież on cię kocha... - szepnął.
- Ja jego też. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Przecież każda okazja do wyzwania mnie od dziwki jest dobra, nie?
- Nie tylko ty to zauważyłaś. - Sięgnął po pudełko, które znajdowało się po łóżkiem.
- Co zauważyłam?
- Że on się zmienił. - Otworzył pudełko i wyjął znany jej pergamin. Dzieło ich życia. - Ale mu na tobie zależy. - Zignorował jej ciche parsknięcie. Dotknął różdżką pergaminu i coś szepnął. Po chwili szukania powiedział: - Jest na dziedzińcu.
Podziękowała i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

Przygotowywała sobie w głowie przemowę. Miało to być coś innego niż zawsze. Nie chciała go przepraszać. Chciała, żeby w końcu przejrzał na oczy. Miała serdecznie dosyć jego i jego chorobliwej zazdrości.
Liczyła, że znajdzie go na dziedzińcu. Miałaby więcej czasu do namyśleń i ułożenia pięknej i poruszającej sumienie mowy. A teraz stała na pierwszym piętrze i niepewnie na niego patrzyła. Była pewna, że Syriusz jej nie widział, ponieważ był odwrócony do niej tyłem.
- Co chcesz? - warknął. - Do pokoju wspólnego Ślizgonów na lewo, a do Pokoju Życzeń chyba wiesz jak trafić...
- Nie musisz mi mówić, gdzie mam iść – odpowiedziała również niemile. - Szukałam ciebie.
Wzruszył ramionami, jakby go to kompletnie nie obchodziło. Świetnie!
- Nie mam czasu na głupie rozmowy. Zajmij się swoim chłopakiem. - Bolało go to. Ale raczej nie tak bardzo jak Nicky.
- Właśnie koło niego stoję – powiedziała i niepewnie na niego spojrzała. Liczyła na jakąkolwiek reakcję. Złość, śmiech, kpiny, cokolwiek! Byleby nie ta jego chłodna obojętność.
Oparła się plecami o ścianę i westchnęła. Obiecała sobie, że nie będzie płakać. Nie teraz i nie przy nim.
- Kiedyś byłeś inny – szepnęła. - Wszystko się zmieniło od... od tamtego zdarzenia. - Skupiła się na powstrzymywaniu łez. - Powiedz coś... - szepnęła. - Proszę.
- Niby co mam powiedzieć? - odparł po dłuższej chwili. - To wcale nie była moja wina! To był twój wybór...
- Nie – cicho zaprzeczyła, kręcąc głową. - Ja tego nie chciałam. Ja miałam inny pomysł, inne rozwiązanie. - Odwróciła się tak, aby stać z nim twarzą w twarz. - To ty mi kazałeś to zrobić. Bo co powiedzą inni, co powiedzą nasi rodzice, co my zrobimy... Mogliśmy go przecież oddać... - Po jej twarzy spłynęły łzy. Nienawidziła o tym mówić i był to dla niej temat tabu. - Moglibyśmy zacząć go wychowywać za kilka miesięcy... Moglibyśmy... - Spuściła głowę. - Moglibyśmy wiele rzeczy, ale ty wszystko zrujnowałeś. Kazałeś mi go zabić. Czy to w ogóle do ciebie dociera? - zapytała retorycznie, widząc jego niewzruszoną minę. - Czy do ciebie dociera, że zabiłam przez ciebie NASZE dziecko? Czy do ciebie dociera, że na siłę chcesz odróżnić się od swojej rodziny, chociaż wewnątrz jesteś taki sam jak oni? Arogancki – zaczęła wyliczać z pasją i wyrzutami w głosie – dumny z siebie, brutalny, despotyczny...
Lecz nie dokończyła. Poczuła uderzenie w policzek. Obiecała sobie, że tego więcej nie zniesie. Dotknęła piekącego miejsca od uderzenia. Do oczy napłynęły jej łzy bólu, smutku, żalu i wściekłości. Wyminęła go i pobiegła piętro niżej, aby w samotności się wypłakać. Aż ulży i sumienie przestanie boleć.

~*~

- Serio? To jest twoje marzenie? Być matką w wieku piętnastu lat?!
- Nie, ale musimy coś zrobić...
Syriusz i Nicole kłócili się na jednym z korytarzy Hogwartu. Zdarzało się to dosyć często, ale nigdy nie o taką sprawę.
- Coś zrobić? Powiedziałem, że załatwię ci..
- Nie! - krzyknęła Nicky. Do jej oczu napłynęły łzy. Oparła się plecami o zimną ścianę. - Nie pozwolę ci go zabić...
- Przecież to nawet nie jest człowiek – prychnął, wzruszając ramionami.
- Syriusz... Ty mówisz o swoim dziecku... Jak w ogóle...
- Moim? Na pewno moim? Nie Josha? Nie Axela? Nie kogoś innego? Przeleciało cię tyle osób, że niemalże każdy może być ojcem tego bachora...
- Jak ty w ogóle możesz tak mówić...? - Po jej twarzy spłynęły słone łzy. - Przecież ja cię, idioto, kocham... I to będzie nasze dziecko.
Wtedy po raz pierwszy ją uderzył. Chociaż przysięgał, że to się więcej nie powtórzy, to kłamał. A Axelowi miał to za złe...
Od razu przycisnął ją do ściany, nie zważając na jej łzy i próby uwolnienia się.
- Nie będzie żadnego dziecka – powiedział zimnym głosem i spojrzał na nią groźnie szarymi oczami. - Albo mnie posłuchasz i pozbędziesz się kłopotu od razu, albo zostaniesz z tym sama. Nie licz na mnie w ogóle. To na pewno nie mój dzieciak. - Odepchnął ją i odszedł. Ona usiadła na zimnej, kamiennej podłodze i jeszcze bardziej zalała się łzami.
Posłuchała go. I od razu żałowała. 

~*~

- Nicky? - usłyszała głos Syriusza.
- Spadaj – warknęła, przerywając na chwilę łkanie. - Nie chcę cię wiedzieć.
- Wiem - podszedł do niej.
- Więc co tu jeszcze robisz? Idź – warknęła, gdy kątem oka zauważyła, że chce obok niej usiąść.
Nie posłuchał jej. Nicky chciała przesunąć się jak najdalej od niego, lecz on złapał ją za łokieć i delikatnie pociągnął.
- Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym – warknęła, wyrywając się z jego uścisku.
- Owszem, mamy. Musisz o czymś wiedzieć...
Nicole zerwała się na równe nogi. Otarła łzy.
- Nie, nie muszę o niczym wiedzieć. - Widząc gniewnie zmrużone oczy dziewczyny, Syriusz również wstał. - Nie chcę niczego wiedzieć. Ja... - Po jej policzkach ponownie spłynęły łzy. - Ja jednak cię nienawidzę. Ja w końcu zrozumiałam, że bycie z tobą to był jeden wielki błąd... - Zabolało go. Ale mimo to chciał i musiał to usłyszeć. - Kochałam cię... Ale ty tego nie widziałeś... Zawsze traktowałeś mnie jak szmatę. Nie widziałeś we mnie swojej dziewczyny... Czy ty w ogóle mnie kochałeś? - Podszedł do niej i złapał ją mocno za nadgarstki, aby przestała gestykulować i nie broniła się przed nim.
- Uspokój się – warknął.
- Nie! - krzyknęła, starając się wyrwać z jego żelaznego uchwytu. - Ty mnie nigdy nie kochałeś! - Mimo że bała się, że on ją ponownie uderzy, to kontynuowała: - Ty mnie zawsze traktowałeś jak swoją zabawkę! Nigdy nie interesowało cię, co ja czułam! Zawsze robiłam wszystko, żebyśmy byli razem, a ty...
Nieoczekiwanie ją przytulił. Nicky starała się wyrwać z jego objęć, lecz jej się nie udało.
- Teraz ty posłuchaj mnie – szepnął, nie puszczając jej. - Ja naprawdę cię kocham. Może moje zachowanie pokazywało coś innego, ale ja nie chciałem cię stracić. Jestem o ciebie zazdrosny, zadowolona?
- Ale to niczego nie wyjaśnia... Uderzyłeś mnie...
- Przepraszam – szepnął i, o ile to możliwe, przytulił ją jeszcze mocniej. - Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem... Nie chciałem. - Pocałował ją w czubek głowy.
- Nie ufam ci... Puść mnie, proszę...
- Zaczekaj chwilę. Wtedy, w piątej klasie, żałowałem tego... Dopiero po fakcie zauważyłem, do czego cię namówiłem. Wtedy w Skrzydle Szpitalnym, gdy leżałaś na tym łóżku, gdy płakałaś... Obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, żebyś przeze mnie znowu płakała. A tu dupa. Masz rację, nic nie tłumaczy mojego zachowania. I rozumiem cię, rozumiem, że chcesz mnie zostawić. - Puścił ją. Ona odsunęła się od niego i spojrzała w jego smutne szare oczy. Złapała go za dłoń i zapytała:
- Możemy sobie wszystko wyjaśnić? - uśmiechnęła się delikatnie i ponownie usiadła na podłodze. On kiwnął delikatnie głową i zrobił to, co ona.

~*~
Nicole poszła do dormitorium zostawić swój brązowy płaszcz. Sięgnęła czysty pergamin, swoje ulubione czarno-białe pióro i kałamarz. Usiadła na łóżku i wzięła podręcznik od historii z twardą okładką, żeby łatwiej jej się pisało.

Jestem szczęśliwa. Tym razem tak naprawdę. Nie udaję uśmiechu przed każdym, kogo napotkam.
W sumie nie było aż tak źle, jak sobie wyobrażałam. Jeżeli się chce, to można się z nim dogadać. To było inne niż każde odruchowe przeprosiny po kłótni. To było... inne. Tak po prostu. Nie opiszą tego żadne słowa, a szkoda... Chciałabym móc o tym jeszcze czytać.
James znów miał do mnie pretensje o stan zdrowia swojej matki. Wiem, że to nie moja wina, ale mimo to mam wyrzuty sumienia. Syriusz mówi, żebym się tym nie przejmowała, ale ja nie potrafię. Zawsze powtarza mi, że to nie moja wina, że Ru zabiła jego ojca (nie mam mu odwagi powiedzieć, żeby nie wspominał przy mnie Ru, jej śmierci i ojca Jamesa).
Cały czas mam w głowie list pożegnalny Ru i ten od Rose. 
„Przepraszam, że Cię zabiłam”.
Łapa powtarza, że powinnam od razu dać ten krótki liścik aurorom, lecz nie potrafię. To jedyna rzecz, która przypomina mi, że to wszystko co się stało, nie było samowolnym wyborem mojej siostry. Ona zrobiła to dla Rose. Ona nie była zła, chciała jej pomóc. Utożsamiam się z nią. Zrobiłam to samo co ona. Kelly mnie za to nienawidzi. Tylko ona chyba nie wie, że gdyby była na moim miejscu, to zrobiłaby to samo. Nie pozwoliłaby umrzeć swojej małej siostrzyczce.
List pożegnalny Ru spaliłam. Nikt o nim nie wie. Nawet Syriusz. Napisała w nim, że mam go spalić, więc to zrobiłam. Przeczytałam go tylko raz, aby słabiej go pamiętać i żeby mniej bolało. Ale i tak cholernie boli. Wszystko, co z nią związane boli. James, mama, Kelly, Emma, Aaron, jej rzeczy, wspomnienia... Wszystko. Długo nie mogłam uwierzyć, że ona i inni nie kłamią. Przecież, do cholery!, to była Ru! Moja starsza kochana siostra! Nie Śmierciożerca, nie morderca!
Kazała też przeprosić Jamesa i mu wszystko wytłumaczyć.
Ale ja nie potrafię, jestem cholernym tchórzem.

Podniosła się i schowała pergamin do kieszeni spodni. Zeszła na dół. Siedząc na kanapie przed kominkiem, kilka razy przeczytała swoje słowa. Widząc schodzącego Syriusza, pogięła kartkę i wrzuciła ją do ognia.
Żeby zapomnieć. Żeby nie bolało.

______

Jeżeli się chce, to się potrafi. :)

12 komentarzy:

  1. No więc tak... w końcu coś tu dodałaś! Notka fajna, ale... Syriusz. On jest zupełnie inny niż zawsze sobie go wyobrażałam, nie tylko w tym opowiadaniu, ale ogólnie. Nie pasuje mi fakt, jaki n jest (chociaż to interesjące i zupełnie inne spojrzenie na jego postać), jednak jak można kogoś uderzyć, jak można mówić takie rzeczy... jeszcze w wieku... piętnastu lat? Serio jego postać jest wszystkim, czego nie znoszę i nawet nie obchodzi mnie że kiedyś tam zrozumiał swoje błędy. Na miejscu Nicky bym mu mogła wybaczyć, ale nie do niego wrócić!!! Oj, trochę za bardzo się wczuwam, haha. Jedyne, za co troszeczkę lbię Syriusza to za to zdanie: "Obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, żebyś przeze mnie znowu płakała".
    Dalej... Oni mieli mieć dziecko. O mój boże!
    Podobał mi się strasznie ostatni list (czy ostatnia notatka, nie wiem co to było), widać że Nicky stała się inna. Bardziej szczęśliwa. Choć męczą ją wspomnienia, to jednak jest szczęśliwsza...
    Dobra, czekam na kolejną notkę, życzę weny i żeby pojawiła się szybciutko! :*

    Lillane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam talent do psucia postaci w każdy możliwy sposób, no, chyba wiesz. :)
      Ja mam piętnaście lat... Wiem, o czym piszę (powiedzmy :D).
      Zrozumiał od razu. Chyba widać (piszę niespójnie, wiem :c).
      Jeżeli chodzi Ci o kłótnię, tj. to co miało miejsce na 7 roku, to nigdzie nie wspomniałam, że oni do siebie wrócili.
      To była notatka. Nicky ma ich od cholery, ale te takie bardzo głębokie, jak ta, niszczy, pali, chowa po książkach.
      PS. Tyż lubię te zdanie. omg, ja coś lubię z "Historii"...

      Usuń
  2. Bliźniaczko! "Jeżeli się chce, to się potrafi." Dokładnie. Jeżeli się chce. Długo Ci się nie chciało...;> Ale przynajmniej czekanie nie trwało pół roku.
    Syriusz. Myślę podobnie jak Lillane, czyli 15 lat i takie słowa? O,o Też go sobie inaczej wyobrażałam... Nie mogę uwierzyć, że doprowadził do aborcji...
    Dedykacja dla Natalii. Jam Natalia. Mowa o mnie? ;>
    Przepraszam, że krótko. Mój mózg ostatnio odmawia współpracy.
    Kiedy nowa? ;D

    xoxoxoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo? Ostatni był w listopadzie. :D
      Ja mam piętnaście lat... Nie żebym coś sugerowała, czy cuś... XD
      Ja bym to nazwała poronieniem..
      Więcej Natalii nie znam... :D
      Jeszcze nie zaczęłam pisać. :( wgl zapomniałam w tym rozdziale jednej rzeczy dopisać. ;/

      Usuń
    2. Ostatni w listopadzie, czyli trzy miesiące. To długo ;D
      No wiesz, jedni dojrzewają szybciej, drudzy wolniej... ;D Ja na przykład w tym roku skończę 17 lat. Nadal czuję się i momentami zachowuję jak 11-latka xD Serio O,o
      A więc to dla mnie, ach dziękuję!
      No to dopisz, ja i Lillane doczytamy i tyle ;D

      XOXOXO

      Usuń
    3. Wrzucę to do następnego. :)
      Tez taka stara jesteś? :( Tylko ja taka piękna i młoda prawie ze słodką 16 na karku... :D

      Usuń
    4. Taka piekna i mloda?? A wiesz jak to szybko minie? ;D

      Usuń
    5. Nie załamuj mnie. XD Cieszę się póki co swoją urodą. :D
      - Evanlyn

      Usuń
    6. Obiecuję, ze dzisiaj wezmę się za rozdział. Muszę... :)

      Usuń
    7. Lepiej nic nie obiecuj! ;D

      Usuń
  3. Zapraszam na http://wspomnienia-slizgonki.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy